Książki, które chciałam przeczytać, ale jak do tej pory zabrakło mi czasu. Wyznanie czytelniczych grzechów.
Od dawna wiem, że życie potrafi wyssać wolny czas, a doba powinna mieć przynajmniej 36 godzin, żeby poradzić sobie z tym wszystkim, co chciałabym zrobić. Jest to bardzo prawdziwe, jeśli chodzi o czytanie książek, szczególnie tych grubych i czasochłonnych. I przyznaję otwarcie, że moja lista lektur, które od lat chciałam przeczytać, a zawsze brakowało mi czasu, jest długa - dodatkowo ciągnie się od ponad 10 lat (wydaje się, że powinnam to już jakoś nadrobić). Ale z mojej listy grzechów czytelniczych wybrałam tylko skromną dziesiątkę i teraz się nią podzielę.
Nigdy nie było mi po drodze z okresem pozytywizmu w literaturze - winę zwalam na wszelkie nowelki z pieczonymi dziewczynkami i umierającymi nauczycielkami (albo jakoś tak). Mam jednak wielki sentyment do filmowego Potopu, i marzę sobie od lat, że kiedyś zapoznam się z pierwowzorem. Za resztą trylogii jakoś nie tęsknie, szczególnie że ekranizacja Ogniem i mieczem mnie nie powaliła w żaden sposób i dziwnie psuje moje wyobrażenie o szlacheckich amantach z szabelką w dłoni. Ale ponieważ Wolne Lektury zapewniły mi dostęp do przyzwoitych ebooków, to mam nadzieję rzucić się dnia pewnego na kwiat polskiej powieści przygodowej.
Czyli duet Dostojewskiego, który przewijał się przez moją edukację kilka razy. O ile Mistrza i Małgorzatę w końcu udało mi się nadrobić, o tyle do Zbrodni i kary nie miałam okazji zajrzeć. Z kolei Biesy to taki tematyczny pakiet z Dziećmi szatana Przybyszewskiego, który na studiach nie zmieścił się w napiętym grafiku, a który obiecuję sobie przeczytać w wolnej chwili. Ciągnie mnie do tych tekstów z nadzieją na klimatyczną opowieść, i na spotkanie z niespodziewanym (chociaż w przypadku Zbrodni i kary nie mam na to szans).
Nie oglądałam, i jak na razie nie planuję, bo ta niewielka książeczka leży sobie gdzieś na regale w domu rodzinnym. Tego klasyka kupiłam za kilka złotych, i podchodziłam do niego już dwa razy w swoim czytelniczym życiu. Problem polega na języku, który jest wymyślny i trochę przeszkadza w przyswojeniu treści (szczególnie jak muszę zaglądać co rusz do słowniczka, bo akurat nie mogę wyłapać sensownego kontekstu). Powieść znajduje się na mojej tegorocznej liście i nawet jak zajmie mi to 3 miesiące, to przeczytam Mechaniczną pomarańczę, bo zaczyna mnie gnębić to, ze nie dałam rady.
Dawno temu, chyba gdy dowiedziałam się, że taka książka istnieje, postanowiłam przeczytać Ojca chrzestnego. Jak w wielu przypadkach, nie istnieje konkretny powód, dla którego ta pozycja znalazła się na mojej liście, ale dzielnie się trzyma i nadal jest nieprzeczytana. To jeden z tych kultowych tytułów, który znać powinnam, ale mijam się z nim niezwykle często.
Kolejna książka powiązana z moją edukacją. Pozycja kupiona do pracy magisterskiej, ale nie zmieściła się w czasie i przestrzeni życiowej, przez co musiałam ją odłożyć, by poczekała sobie na lepsze czasy. Niestety moja kopia czeka na mnie w Polsce, co utrudnia mi czytanie (brak miejsca w angielskim miejscu zamieszkania nie pozwala mi na przewiezienie księgozbioru). Moje must read również ze względu na pisarskie zapędy - z kilkoma innymi pozycjami powinna być to lektura z tzw. 'riserczu'. I moje największe czytelnicze wyrzuty sumienia.
Bo kocham filmy kostiumowe i pojedynki na szpady. I jakoś do tej pory nie przeczytałam nic z prozy awanturniczej, no może nie do końca. Bo Hrabiego zaczęłam czytać, nawet pochłonęłam 1/3 część powieści (tom 1 z 3 wydania, które wyrwałam z półki teściowej), ale zabrakło czasu na kolejne, i czuję jakbym porzuciła dziecko. Pozostaje mi taki niesmak, bo czegoś nie skończyłam, więc planuję zacząć jeszcze raz, bo przecież czekają jeszcze Trzej muszkieterowie i inne opowieści z francuskiego dworu.
Uwielbiam Ziemiomorze, i Agnieszka Żak przypomniała mi ostatnio, że nie czytałam nic więcej Ursuli, chociaż na liście widnieje już dobrych kilka lat. Chwiałabym docenić autorkę jeszcze bardziej, więc powinnam zabrać się za poznawanie jej dorobku pisarskiego, co idzie tempem nijakim. Dlaczego akurat ta powieść a nie inna? Cóż, tytuły mnie urzekł w jakiś niesamowity sposób, widzę w nim jakaś przewrotność i nietuzinkowość, ale jaki będzie efekt spotkania z Lewą ręką ciemności, tego jeszcze nie wiem. I czy to przypadkiem nie jest któryś tom z jakiegoś cyklu?
Podobnie jak Arieen (przynajmniej do niedawna) nigdy nie czytałam nic Kinga. Lśnienie znajduje się na mojej liście po obejrzeniu pewnego odcinka Przyjaciół, w którym Joey i Rachel wymienili się swoimi ukochanymi książkami. I przyznaję się, raz nawet wypożyczyłam tę pozycję z biblioteki (pod uroczym tytułem Jasność) ale nie zabrnęłam w niej za daleko, i nasze drogi znów się rozeszły.
9. Małe kobietki
I jak ktoś oglądał wspominany odcinek Przyjaciół, to wie, że Małe kobietki były tą drugą książką. Obiecałam sobie, że jak przeczytam jedno, to i drugie, jako dziwny pakiet literacki - nawet nie zbliżyłam się jeszcze do tej pozycji.
I jak ktoś oglądał wspominany odcinek Przyjaciół, to wie, że Małe kobietki były tą drugą książką. Obiecałam sobie, że jak przeczytam jedno, to i drugie, jako dziwny pakiet literacki - nawet nie zbliżyłam się jeszcze do tej pozycji.
Zaczęłam od zagubionych lektur szkolnych i skończę w podobnym obszarze. Traktat czytaliśmy w kole naukowym, ale jak to często bywa, mi nie udało się go dostać (była to wtedy nowość, a ja byłam biednym studentem). A ponoć Myśliwski jest świetny, i to taka współczesna polska proza, więc powinnam zawodowo chociaż ją liznąć. Do tej pory się nie złożyło, ale gdy myślę o mojej liście wstydu, to zawsze wrzucam tak Traktat o łuskaniu fasoli (jest w tym tytule pewne napięcie).
Może i nie jest to lista winy i wstydu w pełnym znaczeniu. Ale to, że tych pozycji (i kilku innych) jeszcze nie przeczytałam uwiera mnie od środka i mam nadzieję odhaczyć kilka jeszcze w tym roku.
Do następnego przeczytania.
Lektury akurat czytałam wszystkie, a pozytywizm nawet lubiłam. Pewnie dlatego, że zamiast wierszy i innych poematów w końcu było coś normalnego do poczytania. "Mechaniczną pomarańczę" i Dostojewskiego też czytałam, potem już gorzej. W zeszłym roku byłam zadowolona, że "Dzwonnika z Notre Dame" nadrobiłam, a w tym roku z klasyków czytam Poe. Ewentualnie polecam ci jeszcze "Czerwone i czarne" oraz "Germinal", mniej popularne, a osobiście bardzo mi się podobały.
OdpowiedzUsuńCzerwone i czarne czytałam na studiach (jedno z nielicznych dzieł dodatkowych, na które znalazłam czas), ale też tylko do połowy, bo czas gonił - znaczy 1 tom z 2. I oczywiście też obiecuję sobie nadrobić.
UsuńPlany czytelnicze mam duże i rozległe - tylko jakoś nastroju brak ;) Powinnam sobie zrobić jakiś śmieszny plakat z tytułami i je odhaczać - może to by mnie zmotywowało bardziej.
Ja z zapytaniem od czapy: mają panie (albo choć jedna z pań) ochotę odpowiedzieć na kilka pytań?;)
OdpowiedzUsuńhttp://kronikaksiazkoholika.blogspot.com/2014/05/11-odpowiedzi-na-niestandarowe-pytania.html
Połowa z listy tyczy się także mnie. Eh..., tak mało czasu :/
OdpowiedzUsuńhttp://chcecosznaczyc.blogspot.com/