17.01.2014

Seriale Europejskie - Les Revenants (Francja)

Francuskie arcydzieło z kategorii budowania napięcia.  Ale czy może konkurować z produkcjami zza wielkiej wody?


Przy okazji recenzji dotyczącej powieści "The Returned", napomknęłam o serialu 'Les Revenants", który - opierając się na opisie fabuły - przynajmniej na pierwszy rzut oka przypomina dzieło Motta. Postanowiłam przyjrzeć się temu podobieństwu dokładniej, rozszerzając przy tym swoje serialowe horyzonty. Jeden sezon, czyli osiem epizodów później uznałam, że  francuska produkcja jest jak najbardziej warta opisania na blogu.

Tłem akcji w "Les Revenants"  jest nieduże miasteczko, położone nieopodal ogromnej tamy. Zaczyna w nim dochodzić do dziwnych wydarzeń: kilku martwych obywateli wraca do życia, dochodzi do zabójstwa, przypominającego zbrodnie mordercy działającego w okolicy przed siedmioma laty, pojawia się również pewien niepokojący... hmmm... ekologiczny fenomen. I w zasadzie tyle mogę powiedzieć o fabule, aby zbytnio nie spoilerować.

 
 
Skupmy się na wątku "zmartwychwstania" - na pierwszy rzut oka wydaje się bliźniaczo podobny do motywu wykorzystanego przez autora "The Returned". Powracający do życia w obu przypadkach wydają się mniej więcej normalni (w sensie, nie próbują konsumować innych obywateli miasta, są rozumni), mimo upływu czasu wyglądają dokładnie tak, jak w dniu swojej śmierci, nie pamiętają (nie)życia "pomiędzy", w zasadzie początkowo nie są nawet świadomi, że przez jakiś czas byli martwi. Wydają się bardziej zdezorientowani niż groźni, ale... fakt, ich powrotu implikuje szereg problemów, do których nawiązano w obu interpretacjach: po pierwsze żywe trupy to coś nienaturalnego, wzbudzającego niepokój, złość, lęk wśród żyjących; po drugie: powrót niektórych umarłych może skomplikować życie ich bliskich, szczególnie jeśli mowa o dawnym ukochanym, pojawiającym się tuż przed planowanym ślubem.

Podstawowa różnica między oboma dziełami: Francuzi podrzucają nam elementy układanki sugerujące, że coś jest z "ponownie żyjącymi" nie tak, umiejętnie wzbudzając niepokój i przywiązując do fabuły (a i normalni mieszkańcy miasteczka mają swoje mroczne sekrety, które tylko wzmacniają efekt tajemniczości). Czyli dostarczają nam tego, czego u Motta zabrakło. Seria została okrzyknięta przez mojego lubego "best series ever" i choć ja bym się jeszcze powstrzymała z koronacją, to muszę przyznać, że jest ponadprzeciętnie dobra. A już na pewno należy pochwalić ścieżkę dźwiękową, która sama buduje co najmniej połowę klimatu opowieści.


No dobra, produkcja jest świetna, ale podobieństwo do dzieła Motta nawet nie uderza, tylko daje po mordzie. Czy można mówić w tym wypadku o plagiacie? No cóż, serial powstał w 2012 i bazuje na filmie z 2004 - więc jeśli ktoś tu kopiuje, to na pewno nie Francuzi. Inna sprawa, że motywy zombie i wampirów rozpanoszyły się przez kilka ostatnich lat w popkulturze i normalnym jest, że twórcy wykorzystujący różnego rodzaju media, starają się zaproponować jakąś nową interpretacje popularnego wątku "żywego trupa". Jestem sobie w stanie wyobrazić scenariusz, w którym dwóch pisarzy niezależnie od siebie wpada na podobny pomysł, tym bardziej, że - jak już wspomniałam przy okazji recenzji "The Returned" - nie jest on jakoś wybitnie odkrywczy. Może lepiej to zostawić: oba dzieła mają szansę na światowy zasięg ("The Returned" dzięki serialowej adaptacji; "Les Revenants" wzbudziło zainteresowanie amerykańskiego studia A&E i prawdopodobnie powstanie anglojęzyczna wersja), więc jeśli pojawią się jakieś wątpliwości u samych twórców, to oni już rozstrzygną to między sobą.

Abstrahując od wątku podobieństwa, powtórzę: "Les Revenants" to serial na światowym poziomie. Twórcy idealnie budują napięcie, dzięki czemu seria z pewnością dorównuję najlepszym amerykańskim produkcjom, choć cechuję się nieco inną dynamiką. Wadą produkcji jest to, że musimy czekać na kolejne epizody. Ostatni wyemitowany odcinek miał premierę w grudniu 2012 i jeszcze nie pojawił się żaden z drugiego sezonu - według filmweb seria wraca w 2014 roku, ale niestety nie wiadomo dokładnie kiedy.

["Les Revenants" - opening.]

Francuzi udowodnili, że są w stanie zaproponować alternatywę dla amerykańskich i brytyjskich produkcji, zainspirowali mnie również do rozpoczęcia mini-serii wpisów, eksplorujących świat europejskich seriali. Mam zamiar poświęcić im co najmniej 5 postów - pojawią się one na przestrzeni tego roku. Uznajmy, że dzisiejsza recenzja to  inauguracja tego wątku na blogu

Pozdrawiam

3 komentarze:

  1. Seriale nie-brytyjskie i nie-amerykańskie wydają się dość niszowym tematem, więc będę śledzić. Sama nie kojarzę, bym oglądała jakiś tytuł (choć polecano mi niegdyś dwie produkcje hiszpańskie, ale jeszcze do nich nie dotarłam; no i Skandynawowie coraz silniejszą pozycję w segmencie seriali europejskich buduję i to pewnie za ich tytuły wezmę się w pierwszej kolejności, bo polubiłam ich kino).

    A "Les Revenants" brzmi całkiem ciekawie, dopiszę do listy. Z oglądaniem poczekam jednak na całość, chwilowo i tak mam za dużo takich 'rozgrzebanych' seriali do śledzenia i czas to chyba trochę ukrócić.

    OdpowiedzUsuń
  2. W internecie jest bardzo wiele różnych stron, które opisują, jakie seriale są najlepsze. Poprzez nudę szukam jakiś fajnych propozycji i po prostu oglądam. Fajny sposób na zabicie nudy.

    OdpowiedzUsuń