28.02.2014

Najlepsze urządzenie do odczytu e-booków

E-czytnik najlepszym urządzeniem do odczytu e-booków? Z perspektywy czasu i praktyki widzę, że niekoniecznie.


Kiedy po raz pierwszy zaczęłyśmy pisać bloga o książkach - a było to w roku 2009 - jednym z najgorętszych tematów na rynku wydawniczym i w książkowej blogosferze, były e-booki. W dyskusjach przy piwie, w internecie, czy na targach książki, temat ten był omawiany chętnie i z każdej możliwej strony. "Czy e-booki zastąpią papierowe książki?" - pytali jedni. Inni deliberowali, że nie ma to jak zapach i możliwość dotknięcia tradycyjnego tomicha. Byli i tacy, którzy zastanawiali się, czy nowa forma zatrzyma tendencję spadkową w  rodzimym czytelnictwie.

Wielu szybko odłożyło sentymenty na bok i zaczęło rozważać techniczne aspekty. Co czytać - wszak w tamtym okresie nieliczni wydawcy przychylnie patrzyli na możliwość wydawania książek w elektronicznej postaci (do dziś ten rynek - pod względem dostępności polskojęzycznych tytułów - wygląda dość skromnie w porównaniu z zasobnością tradycyjnych bibliotek, czy też półek w Empiku). Jak zabezpieczać pliki - i pogodzić interesy wydawcy, chcącego uchronić swoje publikację przed drugim, nielegalnym obiegiem, a czytelnika, który kupując e-książkę zabezpieczoną DRM-em, musi się pogodzić z tym, że będzie miał do niej dostęp tylko na określonym urządzeniu. Jakie zmiany powinny zajść w prawie autorskim, aby miało ono sensowne zastosowanie w stosunku do e-booków, czy też internetu w ogóle. Jaki VAT na ebooki - ta dyskusja toczy się do dnia dzisiejszego.

W końcu - na czym czytać? Na sprofilowanym do tego celu urządzeniu, czyli e-czytniku, czy może na bardziej multimedialnym tablecie? W tamtym okresie miałam wyrobioną opinię na ten temat - e-papier górą, tylko czytnik wchodzi w grę, nie widziałam potrzeby posiadania maszynki do wszystkiego. Telefonów z dużym wyświetlaczem nie brałam nawet pod uwagę, zakładając że czytanie z relatywnie małego, migającego ekranu to murowana udręka. Nawet posiadam czytnik, dokładniej promowany wówczas "polski" eClicto - przeczytałam na nim może z dziesięć pozycji, teraz leży na półce i się kurzy, w  stopniu większym niż jego tradycyjni sąsiedzi.

Nie znaczy to, że e-książek nie czytam w ogóle - weszły one do mojej czytelniczej diety na stałe. Do ich odczytu używam jednak urządzenia, które początkowo w ogóle wykluczyłam ze swoich rozważań - smartphone'a.

Perspektywa czasu i praktyka przekonały mnie do tego, że czytanie z telefonu jest najwygodniejsze. Z kilku powodów:

1. Nie zapominam o naładowaniu baterii - co notorycznie mi się zdarzało w przypadku eClicto. O telefonie zawsze pamiętam - wszak to także mój odtwarzacz mp3, dostęp do poczty, potrzebuję go żeby do kogoś zadzwonić czy napisać sms-a (choć powoli zapominam, że ma także takie opcje ;)). Wykorzystuje jako czytnik RSS, jako notatnik, do gier, do nauki języków. Zamiast ładować np. trzy urządzenia (telefon, mp3 i czytnik), skupiam potrzebne mi opcję w jednym - chyba przekłada się to też na jakieś oszczędności w zużyciu energii elektrycznej? Choć faktem jest, że bardziej aktywnie wykorzystywany smartphone potrzebuje papu codziennie.


2. Łatwiej nim operować na małej przestrzeni - dziennie około czterdzieści minut spędzam w tramwaju. Niestety połowa z tego przypada na okres wzmożonej migracji ludności w obrębie miasta, co skazuje mnie na brak miejsca siedzącego, a często także przyzwoitej przestrzeni życiowej. Trudno w takich warunkach czytać książkę, czy manipulować czytnikiem/tabletem (np. przerzucić stronę i nie upuścić w tym samym momencie urządzenia) - telefon jest stosunkowo mały, można go bez problemu obsłużyć jedną ręką, a w razie konieczności wydostania się z zatłoczonej powierzchni po prostu wsunąć do kieszeni. 

3. Większy wybór oprogramowania/funkcjonalności - czytnik ma swoje, narzucone przed producenta oprogramowanie. Na telefonie trzeba samodzielnie poszukać odpowiedniej aplikacji, co daje możliwość przetestowania kilku i wybrania tej o najbardziej zbliżonej do naszych potrzeb funkcjonalności. Korzystam z telefonu na androidzie - metodą prób i błędów, wybrałam dla siebie ubreader.

4. Połączenie z internetem - wybrana przeze mnie aplikacja jest połączona z e-księgarnią (z której na razie jeszcze nie skorzystałam, ale kto wie...), mogę kupić jakąś e-książkę także w sklepie play, czy ściągnąć z internetu - czy to ze strony e-biblioteki, czy sklepu z e-bookami. Nie każdy czytnik ma tę funkcjonalność - większość łączy się tylko z przypisaną im infrastrukturą (a mojemu eClicto nawet tego brakuje). Wgranie książki z zewnątrz wymaga dodatkowych rytuałów - wiążących się z wykorzystaniem kabelka USB. 

5. Telefon jest ciągle włączony - czyli nie marnuje czasu na rozruch urządzenia. Po prostu go odblokowuje i uruchamiam aplikację. Wiem, że większość czytników można wprowadzić w stan uśpienia, w którym praktycznie nie pobierają energii, więc to raczej przytyk w stronę mojego modelu, który stosunkowo szybko się rozładowywał, jeśli zapomniało się go wyłączyć, a jego rozruch trwał wieeeki.

Smartphone jest najlepszym rozwiązaniem dla mnie, szczególnie w przypadku czytania na raty - w autobusie, na przerwie w pracy, w windzie. Brak technologii e-papieru w tak krótkich interwałach czasowych nic nie zmienia. Relatywnie mały ekran okazał się mniejszym problemem, niż się spodziewałam, a wielofunkcyjność tego urządzenia i możliwość dostosowania go do swoich (nie tylko) czytelniczych potrzeb, zdecydowanie przewyższa małe niedogodności. Prawdopodobnie - gdybym się upierała przy czytniku - e-czytanie ograniczyłabym do minimum, a tak stało się dość istotnym elementem mojego stylu życia.

Jestem zadowolona wystarczająco, żeby - jeśli ktoś zapyta mnie, jaki czytnik kupić - najpierw polecić, by spróbował wykorzystać swój telefon do czytelniczych celów.

Pozdrawiam.

4 komentarze:

  1. Hm, ja na telefonie przeczytałam w całości tylko jedną książkę - tylko dlatego, że bardzo mi zależało i jakiś błąd pliku sprawiał, że nie działała na Kindle. Na telefonie czytam codziennie newsy z feedly, przeglądam blogi - to jest bardzo dużo treści już i moje oczy zwyczajnie wysiadają. Przesiadka na książkę papierową czy czytnik to dla mnie olbrzymia ulga. Ew. czasem w metrze czytam na telefonie, ale też niespecjalnie dużo. Poza tym telefon to rozpraszajki.

    Nie rozumiem argumentu z baterią - ja telefon też muszę ładować codziennie i doprowadza mnie to do szału, zwłaszcza jak jestem w środku przeglądania artykułów. Kindla naładuję raz na miesiąc i nie mam problemu. W zasadzie nie zdarza mi się zapomnieć go naładować - widzę na wskaźniku baterii, że niedługo będzie głodny, więc podłączam go jak robię coś innego.

    Nie rozumiem też argumentu z ciągłym włączeniem, ale może rzeczywiście po prostu twój czytnik ma słabą baterię. Jak czytam na Kindle to tylko przesuwam przycisk włączający i już, na nic nie muszę czekać, nie ma żadnego rozruchu a z trybu uśpienia nie korzystam, bo nie mam po co.

    Podłączenie do Internetu to kwestia chyba osobistych przyzwyczajeń. Ja mam zawsze tonę książek na zapas na czytniku, więc nie zdarza mi się, żeby mi zabrakło lektury i musiałam iść coś wgrać. Zakupy robię i tak tylko na komputerze, a potem wysyłam na czytnik. Choć rzeczywiście dla mojego męża to było za wolno i wolał się połączyć z czytnika z Internetem i tak pobrać książkę ;)

    Generalnie telefon ma dla mnie za mały ekran, niewygodnie mi się go trzyma i szybko zaczynają boleć mnie oczy. Ale rozumiem, że w twoim przypadku lepszy jest dobry telefon niż kiepski czytnik. :) Chyba wszystko zależy od tego, czego dana osoba potrzebuje i jakie ma przyzwyczajenia.

    Ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod tym wszystkimi członkami;) A Kindle Paperwhite dla mnie wygrywa przede wszystkim ekranem.

      Usuń
  2. A się tak bardzo z tymi wszystkimi zarzutami nie zgadzam, jak to tylko możliwe. Oczywiście nie planuję Cię przekonywać, że moje zwyczaje są 'dobre', a Twoje 'złe', skoro Ci wygodnie i dzięki temu czytasz - a to najważniejsze. Pozwolę sobie jednak zabrać głos z tej drugiej strony.
    Wydaje mi się, że po prostu trafiłaś na kiepski czytnik, bo ze swoim (zwykły Kindle z przyciskami) nie doświadczam żadnego z opisanych problemów. Czytam najczęściej jak się da, często z jedną ręką wolną w autobusie czy tramwaju, i nigdy się nie zdarzyło, by tłok uniemożliwił mi przewracanie stron albo by brakowało mi ręki, o upuszczeniu nawet nie wspominając. Palec na klawiszu zmiany stron i tyle - wydaje mi się to łatwiejsze i wygodniejsze, niż ciągłe 'myzianie' po ekranie, zwłaszcza przy małym ekranie, celem przesuwania strony.
    Ładowanie? Raz na miesiąc. To o ładowaniu telefonu zdarza mi się zapomnieć, bo wystarczy pół dnia z włączoną siecią, mp3 i kilkoma rozmowami, by trzeba wtykać cholerstwo wtykać do kontaktu co dobę. A czasami częściej. Bez sensu.
    Mały i świecący ekran (na którym w słońcu naprawdę prawie nic nie widać) to już w ogóle tragedia. W czytniku zawsze powiększam czcionkę i odstępy, bo nie cierpię malutkich literek, a lubię sporo bieli. W przypadku telefonu skończyłoby się na nieustannym przewijaniu. I gorszym widzeniu w warunkach innych niż półmrok/ciemność.
    Aplikacje? A po co mi aplikacje do czytania? Do czytania potrzebuję dokładnie tego, co w przypadku papierowej książki - niczego. Ewentualnie zakładki. Ewentualnie słownika, a ten w czytniku jest, i to niejeden. Notatki też mogę robić, jeśli mnie najdzie, ale jakoś nie mam potrzeby. Połączenie z siecią też mam, ale koniec końców wolę kabelek - akurat podczas comiesięcznego ładowania odświeżę sobie biblioteczkę i tyle. (Ale ja lubię porządki w plikach robić, to akurat takie moje zboczenie ;)).
    Uruchamianie, czy raczej wzbudzanie, bo Kindle nie da się w ogóle wyłączyć, trwa zaś krócej niż odblokowywanie ekranu w telefonie. I mogę posługiwać się czytnikiem w rękawiczkach, co zimą naprawdę jest dla mnie nie do przecenienia! :D
    Tak więc ja bym w życiu nikomu czytania na telefonie nie polecała (nawet na tablecie nie, choć tam przynajmniej ekran jest większy), a z kolei bez czytnika życia sobie nie wyobrażam. :) Choć to pewnie kwestia w stylu "czy pomidorowa jest lepsza niż ogórkowa", więc każdemu wedle gustu i potrzeb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że trafiłam na kiepski czytnik to na pewno. Myślałam o Kindle i pewnie go kiedyś kupię, ale na tę chwilę brak e-papieru mi specjalnie nie przeszkadza (bo też nie e-czytam aż tak dużo i jak wspomniałam raczej "na raty"). Co do aplikacji - chodzi mi przede wszystkim o rozkład biblioteki (ile kliknięć pomiędzy uruchomieniem czytnika/app a tekstem książki), możliwość sortowania, tworzenia zakładek etc. Teoretycznie da się bez tego wszystkiego przeżyć, tak jak da się przeczytać maszynopis (w końcu mamy papier i tekst, a że czcionka czyni czytanie męczącym, to inna sprawa), ale dla mnie możliwość wyboru jest akurat bardzo ważna. Co do "zarzutów" - na pewno nie każdy się odnosi do każdego czytnika, choćby wygoda obsługi w zatłoczonych miejscach zależy od rozkładu przycisków (w tym nawigacji, wielkości czytnika etc.), ale rozmiar smartphone generalnie tu punktuje (a i świecący ekran może mieć zalety, jak się akurat trafi na zimowy, ciemny poranek, oszczędzającego prąd kierowcę i przegub autobusu, czy tramwaju - czyli warunki kiepskiego oświetlenia).Punkty 3 i 4 to kwestia gustu, niektórym brak takich udogodnień nie przeszkadza, albo wręcz sprawia, że urządzenie jest oceniane wyżej (bo nie ma niepotrzebnych rozpraszaczy). Jak zwykle wszystko się sprowadza do indywidualnych potrzeb i gustów. Prawdopodobnie jak ktoś chce zupełnie (lub w bardzo dużym stopniu) przerzucić się na e-czytanie, powinien posłuchać was i zainwestować w DOBRY czytnik, ale przy urozmaiceniu czytelniczej diety i czytaniu w "przerwie na" telefon spokojnie daje radę i noszenie dodatkowej "zabawki" mija się z celem. Tym bardziej w przypadku sporadycznych e-czytelników, skoro czytniki - choć zdecydowanie tańsze niż były - wciąż kosztują kilka stów, a e-booki mimo sporej poprawy w tej kwestii, wciąż nie są wystarczająco tanie, aby się taki zakup szybko zwrócił. Dla mnie kupowanie teraz czytnika, skoro i tak spora część książek, które chce przeczytać, nie jest dostępna w wersji elektronicznej, a nawet jeśli to cena nie jest aż tak atrakcyjna (dominująca tendencja 20 zł + - toż to prawie cena papierowej wersji), mija się z celem, szczególnie przy moich nawykach.

      Usuń