Jak przetrwać w mikroświecie potężnej i niemoralnej korporacji? Odpowiedź mamy podaną na tacy i z przymrożeniem oka.
"Better of Ted", produkcja skupiająca się na zawodowym życiu swoich bohaterów, to seria, która miała potencjał równy, a może i większy niż popularny remake brytyjskiego "The Office" - o ile jednak amerykańska wersja tego drugiego doczekała się dziewięciu sezonów, o tyle fani opisywanego tytułu muszą się zadowolić zaledwie dwoma.
"Better of Ted", produkcja skupiająca się na zawodowym życiu swoich bohaterów, to seria, która miała potencjał równy, a może i większy niż popularny remake brytyjskiego "The Office" - o ile jednak amerykańska wersja tego drugiego doczekała się dziewięciu sezonów, o tyle fani opisywanego tytułu muszą się zadowolić zaledwie dwoma.
Głównym bohaterem emitowanego w latach 2009-2010 serialu jest korporacja Veridian Dynamics - ucieleśnienie kapitalistycznego zła. Firma, której oficjalne motto brzmi "pieniądze przed ludźmi", nakierowana na generowanie zysków i ograniczanie związanych z tym wydatków, nawet kosztem zdrowego rozsądku i morale pracowników. Przedsiębiorstwo nie wahające się przed wyprodukowaniem kolejnej zabójczej broni, nawet jeśli miałaby to być zmilitaryzowana dynia; nie widząca problemu w zamrożeniu członka własnego zespołu naukowców; wykorzystująca dzieci, przekazane do zakładowego przedszkola, do prostych prac sprzątających. Krótko mówiąc nie liczący się z szeregową załogą moloch, który dąży do maksymalizacji zasobności kont prezesów, bez oglądania się na moralność i inne takie bzdety.
Naszym przewodnikiem po środowisku pracy Veridian Dynamics jest tytułowy Ted - samotny ojciec, kierujący zespołem, którego zadaniem jest wymyślanie i testowanie nowych produktów. W grupie głównych bohaterów znalazł się również duet naukowców - niespecjalnie atrakcyjny, bardzo uległy Phil oraz jego laboratoryjny partner, czarnoskóry Lem, a także dwie kobiety: będąca sumieniem korporacji Linda, odreagowująca stres poprzez kradzież śmietanki do kawy, a także szefowa całej ferajny, opanowana, zimna i nieco przypominająca robota Veronica, genialnie portretowana przez Portie De Rossi. W poszczególnych odcinkach postacie muszą sobie radzić z problemami etycznymi dotyczącymi tworzonych przezeń wynalazków, a także absurdalnymi pomysłami "góry" na zwiększenie produktywności załogi.
Serial ma formułę komediową. O ile w przywołanym w pierwszym akapicie "The Office" humor wynikał przede wszystkim z pewnej nieporadności bohaterów, o tyle w tym przypadku twórcy bazują przede wszystkim na przeszkodach środowiskowych. Ted, Veronica czy Linda nie przypominają bandy nieudaczników, to raczej ludzie sukcesu, okupionego zgodą na idiotyczne reguły narzucane przez pracodawcę. Oczywiście groteska tychże jest w serii mocno wyolbrzymiona, ale widz może zobaczyć pewne analogie do własnego życia zawodowego, a tym samym ma możliwość utożsamienia się z bohaterami.
Seria jest naprawdę zabawna, ale niestety wypadła z ramówki po dwóch sezonach, zanim mogła się rozkręcić na dobre. Nie doczekała się sensownego zamknięcia, zostawiono ją w stanie zawieszenia, co dodatkowo zwiększa poczucie niedosytu. Mimo wszystko polecam: to ciągle około 8 godzin (serial bazuje na dwudziestominutowych odcinkach) dobrej rozrywki, pozwalającej odreagować/wyśmiać stres i absurdy własnej pracy zawodowej.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz