W kwietniu Bollywood wrócił ze swoimi kamerami do Polski - Warszawa stała się Londynem na kilka dni, a Salman Khan biegał po autobusach.
Fascynacja indyjskim kinem stała się trendem w Polsce razem z pojawieniem się w nieistniejącym już Nowym Dniu krążka DVD z kultowym filmem Czasem słońce, czasem deszcz. I jeśli dobrze wszystko policzyłam, od tamtej chwili minęło dziewięć lat, i chociaż 5 minut sławy Bollywood w Polsce minęło, to nadal są tacy pasjonaci jak ja, którzy raz na jakiś czas wracają do kolorowego i kiczowatego romantyzmu made in Mumbaj.
Z okazji powtórnego przyjazdu indyjskiej ekipy filmowej do Polski - w kwietniu kręcono w Warszawie zdjęcia do kolejnej superprodukcji z Salmanem Khanem w roli głównej, ale kilka lat temu, to Zakopane przebrało się za Kaszmir, żeby pojawić się w filmie Fanaa z Kajol i Aamirem Khanem - postanowiłam wybrać 5 rzeczy, które sprawiają, że lubię Bollywood.
1: Kolory, stroje i błyskotki
Niestety jest to ta kiczowata część kina indyjskiego, jednak te różnobarwne sari, salwary i masa kolorowych bransoletek sprawiają, że indyjskie filmy są takie urocze. Ponoć samo sari uważane jest za najbardziej kobiecy strój, a i niektóre gwiazdy światowego formatu próbowały swoich sił w okiełznaniu tego kawałka materiału - sari to nic innego jak specjalnie przygotowany materiał w formacie 1,5 - 2 metra na jakie 5-6 metrów, który owija się wokół ciała na kilka sposobów. Z ciekawostek: weselny strój jest zazwyczaj w kolorze czerwonym, przynajmniej tak wywnioskowałam z wielu filmów.
2: Muzyka, taniec i śpiew
Nie jest tajemnicą, że bollywoodzkie kino kojarzone jest głownie jako musicale. Ilość piosenek wepchniętych w większość filmów to ok 5, co niezaprzeczalnie wydłuża obraz o co najmniej pół godziny. Wydaje mi się, że jest to jakiś spadek po tzw. masala movies, w których, jak w indyjskiej przyprawie, jest wszystko: dramat, sensacja, romans, komedia, thriller itd. Przykładem takiego współczesnego filmu jest Om Shanti Om z 2007 roku, który sam siebie wyśmiewa i ma kilka wpadających w ucho kawałków - jak chociażby Dhoom Taana. I tutaj ciekawostka, bo układ choreograficzny z utworu został wykorzystany w grze Guild Wars 2 jako taniec rasowy Sylvari.
Indyjski przemysł filmów zatrudnia mnóstwo choreografów oraz piosenkarzy, którzy specjalizują się w podkładaniu głosów za herosów i heroiny - bo chyba nikt nie myślał, ze to aktorzy śpiewają swoje kwestie? Shahrukh Khan raz próbował i mu nie wyszło.
3. Niesamowite historie
A raczej niesamowicie absurdalne. Bo z jednej strony trafiają się naprawdę dobre linie fabularne, które może w kiczowaty sposób, ale jednak podejmują ważne problemy - tutaj chociażby Laaga Chunari Mein Daag wydane w Polsce jako Podróż kobiety - jeśli wyrzucimy kilka dziwnych piosenek, i absurdalności niektórych decyzji bohaterek, to mamy tragiczna historię córki i matki, które na swój sposób chcą ratować rodzinę i jej honor - lub też poradnik "jak stać się dziewczyną do towarzystwa w wielkim mieście i zarobić dużo kasy".
Z drugiej strony mamy taki np. Mohabbatein, którego fabuła zupełnie nie trzyma się dla mmnie kupy. Oto zgorzkniały dyrektor elitarnej szkoły dla chłopców, wprowadza w niej bardzo wiele absurdalnych zakazów: jak się zakochasz to cię wyleją, bo to wbrew zasadom. Dodatkowo dyrektor nie poznaje swojego dawnego ucznia (może po 10 latach, nie wiem dokładnie), przez którego zabiła się jego córka...
4. Seksualne napięcie
Tak wiem, to trochę na wyrost, ale regułą było długo (i chyba nadal jest), że na ekranie nie pokazuje się pocałunków - podniosła się wrzawa po tym, jak w Dhoom 2 między Aishwarya Rai a Hrithikiem Roshanem doszło do namiętnego pocałunku. Cóż, w Bollywood potrafią pokazać chemię na kilka innych sposobów, których nie jesteśmy w stanie dostrzec przez zalewającą nas falę golizny i wyuzdania kina amerykańskiego (i polskiego też). Polecam obejrzenie klipu do Suraj Hua Maddham z Kajol i Shahrukhiem - chociaż ponoć miedzy nimi jest niezwykła chemia na ekranie.
5. Kultura
Jakby nie było, poprzez obce kino poznajemy kulturę obcego kraju, ich rytuały, modlitwy itp. I teraz wiem dlaczego mijani przeze mnie hindusi w Anglii mają na czole czerwone kropki (tika to sposób na rozpoczęcie dnia po porannej modlitwie, i ponoć ma przynosić szczęście). A jak ktoś był w toalecie, to pokazuje wyciągnięty mały palec u dłoni.
Wiem kiedy kobiety poszczą w modlitwie za swoich mężów, i że mają w zasadzie niewiele do powiedzenia w sobie (tradycyjne rodziny hinduskie mają ustaloną hierarchię i to widać w wielu filmach).
Wiem kiedy kobiety poszczą w modlitwie za swoich mężów, i że mają w zasadzie niewiele do powiedzenia w sobie (tradycyjne rodziny hinduskie mają ustaloną hierarchię i to widać w wielu filmach).
Ale i tak najbardziej lubię święto Holi - też chętnie porzucam się barwnikami na ulicy ;)
* Bollywood ma dwoiste znaczenie. W zasadzie powinno się odnosić to do kina tworzonego w ośrodku filmowym w Mumbaju (dawnije Bombaj - B + Hollywood), bo funkcjonują też takie nazwy jak: Kollywood (Madras - nazwa od dzielnicy Kodambakkam), Tollywood (kino w języku telugu), Mollywood (język Malayamal) i zapewne inne. Jednak w szerszej perspektywie mianem Bollywood określa się ogól kina indyjskiego, co niestety w jakiś sposób jest krzywdzące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz